kamera on-line

Świadectwa » Świadectwo Ilony – nie mogło być inaczej – dwie Nowenny na raz

 

Świadectwo Ilony – nie mogło być inaczej – dwie Nowenny na raz

Jestem mamą 26-letniej Marzeny, u której trzy lata temu zdiagnozowano ziarnicę złośliwą. Nowotwór był już bardzo rozwinięty. Z biegiem czasu okazało się, że jest oporny na leczenie. Dla nas wszystkich był to szok. Nie wiedziałam, co robić. Wtedy na mszy zapadły mi w pamięć słowa z czytania: „Módlcie się, a nie rozpaczajcie” i tego się uczepiłam. Módlcie się owszem, ale jak? Tu z pomocą przyszła moja teściowa. Mówiąc wszystkim o chorobie wnuczki, trafiła na osobę znającą Nowennę Pompejańską. Sama pojechała rozpytać o tę modlitwę. Z gotową wiadomością przyjechała do nas…

W wejściu do Sanktuarium św. Jana Sarkandra w Skoczowie pani Lidia zauważyła nową twarz i zapytała, z jaką intencją przyjechałam. Od tego czasu wielokrotnie modliliśmy się tu za naszą Marzenkę, a ja obiecałam Bogu że, będę się modlić, aby nie zeszła z drogi wiary i że podzielę się świadectwem po uzdrowieniu Marzenki. Po kilku miesiącach leczenia chemio i radioterapią, po dokonaniu jednego autoprzeszczepu szpiku z własnych komórek macierzystych Marzeny - nie było żadnej poprawy. Zapadła decyzja o szukaniu szpiku do przeszczepu od dawcy niespokrewnionego. Dawcę znaleziono w Stanach Zjednoczonych, z jedną niezgodnością. Na kilka dni przed dokonaniem przeszczepu Marzenka, do tej pory zadowolona z możliwości zrobienia przeszczepu, nagle poczuła strach i poprosiła mnie, abym pojechała do szpitala zapytać o inne możliwości leczenia. Szpital wyraził zgodę i zmienił plan - na przeszczep tandemowy z własnych komórek macierzystych Marzeny. Nie była to metoda gwarantująca wyleczenie, ponieważ pierwszy przeszczep z własnych komórek nie przyniósł poprawy. Po podaniu chemii, i dokonaniu przeszczepu z własnych komórek macierzystych w czasie, gdy odporność organizmu spada do zera, nastąpiłyby straszne powikłania, które doprowadziłyby do śmierci, gdyby to był wcześniej planowany przeszczep od dawcy obcego. Wiedziałam, że Marzenka bardzo cierpi, ale wiedziałam też, że Pan Jezus stoi w jej szpitalnej izolatce. Wierzę, że Marzenki strach przed przeszczepem od dawcy nie był przypadkiem, lecz Bożym działaniem, bo zmianą planu leczenia Pan Jezus uratował Marzence życie.

Przez cały okres leczenia była odmawiana za Marzenkę Nowenna Pompejańska przez wiele osób znanych nam i nieznanych, którym bardzo dziękuję. Ale ja czułam, że jeszcze coś muszę zrobić. Do Nowenny Pompejańskiej, odmawianej już po raz kolejny, dołączyłam poleconą mi Litanię do Najświętszej Maryi Panny, zwanej Straszną ze względu na jej straszną skuteczność. Pod koniec lutego 2013 roku, czyli dwa miesiące po skończonym leczeniu, podczas odmawiania tejże Litanii do Najświętszej Maryi Panny, usłyszałam wewnętrze słowa poznania „Już będzie zdrowa”. O słowach poznania Marzence powiedziałam na dzień przed odebraniem wyników badania PET na obecność komórek nowotworowych. Wynik badania pokazał… brak komórek nowotworowych. Po dwóch latach walki nareszcie zdrowa tak jak powiedział Pan Jezus. W chorobie tej często dochodzi do nawrotu. Marzenka tak strasznie się tego bała. I … postanowiła zebrać pieniądze na nierefundowany lek, bo inne metody leczenia Marzenki się już wyczerpały. Po pół roku choroba wróciła. Na początku byłam przekonana, że Marzenka niepotrzebnie zbiera pieniądze na lek, bo wierzyłam, że już zawsze będzie zdrowa i żadnego nawrotu nie będzie. Pan Jezus zna nasze słabości. Wiedział, że osłabnę w modlitwie, a że zbliżało się lato, powiedziałam, że teraz odpuszczę sobie codzienne chodzenie na Eucharystię, a wrócę do niej jesienią; a o powiedzeniu świadectwa - już całkiem zapomniałam, bo to przecież mniej ważne.

Jesteśmy słabi i wiele obiecujemy. Ja też wiele naobiecywałam. Teraz chcę naprawić mój błąd.

Marzenka jest w trakcie leczenia Atcetrisem i czuje się dobrze. Nie występują uboczne objawy leczenia, nawet przestała kaszleć. Ja nadal modlę się za Marzenkę Nowenną Pompejańską, a mąż obiecał Bogu odmawianie jednej części różańca za Marzenkę do końca życia i jest temu wierny. Wiem, że postanowienia dotrzyma, a ja nad sobą muszę jeszcze popracować.

 DZIĘKUJĘ PANU BOGU I MATCE BOSKIEJ POMPEJAŃSKIEJ ZA URATOWANIE MARZENKI.

Jeszcze jedna ważna sprawa…

Siostra Faustyna w swoim dzienniczku pisze, że mamy się modlić łaską posiłkującą, bo czasami zwykła łaska nie wystarcza.

Do tego świadectwa chciałam dołączyć świadectwo o drugiej córce, Anecie. W tym czasie, gdy odmawialiśmy Nowennę Pompejańską za Marzenkę, Anetka, trzy lata starsza, miała planowaną operację nerki. Gdyby nie moja teściowa, która powiedziała, że i za Anetkę musimy też odmawiać Nowennę (czyli dwie Nowenny równocześnie). Teraz wiem, że nie mogło być inaczej. W przeciwnym razie Anetka nie przeżyłaby tej operacji, takie straszne miała powikłania.

Dziękuję również Bogu i Matce Bożej Pompejańskiej za uratowanie drugiej córki, Manetki.

Matka Ilona

25.02.2014