kamera on-line

Świadectwa » Rok 2012 » Wdzięczni Jezusowi i Maryi.

 

Wdzięczni Jezusowi i Maryi.

Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, z trzydziestoparoletnim stażem, obdarowanym czwórką dzieci i trzyletnią wnuczką.
We wrześniu 2010 roku mąż zachorował na nowotwór krwi -chłoniaka. Diagnoza bardzo nas zasmuciła. Wspólnie, ale każdy z nas w inny sposób przeżywał tę bolesną wiadomość. 
Operacyjnie usunięto guz, a potem była chemioterapia... 
Z łaski Opatrzności Bożej otrzymaliśmy od rodziców staranne katolickie wychowanie dlatego jesteśmy blisko kościoła i angażujemy się w jego w życie. O tym jak to jest ważne przekonaliśmy się w tych dla nas trudnych momentach życia. Nasza wspólnota parafialna, znajomi - w tym zakonnicy dominikańscy wspierali nas modlitwą i dobrym słowem. Ojciec dominikanin pracujący na misjach w Witebsku polecił nam rozpocząć modlitwę różańcową Nowenną Pompejańską w intencji właściwego leczenia i powrotu do zdrowia męża.
Uchwyciliśmy się jej zaraz. Nowennę zaczęliśmy 1 grudnia 2010 zaznaczając dzień jej rozpoczęcia w kalendarzu. Do modlitwy różańcowej, dołączaliśmy codziennie modlitwę zawierzenia się Panu Jezusowi przez wstawiennictwo św. Peregryna (patron chorych na raka).
Pod koniec stycznia zawiozłam męża na trzeci cykl chemii. Kiedy po pięciu godzinach przyjechałam okazało się, że mąż stał się ofiarą błędu medycznego. W trakcie podawania „czerwonej” chemii doszło do wynaczynienia, najgorszej w skutkach ubocznych chemii, niszczącej tkanki mięśni i ścięgien.
Ręka była bardzo opuchnięta ,bolesna, twarda i czerwona. W domu zastosowaliśmy,. zgodnie z zaleceniami lekarza, okłady z lodu na przemian ze smarowaniem maścią z jodem. Żrące działanie chemii na tkanki tworzyło kolejne ogniska choroby. Ból nieustannie się nasilał. Mąż zażywał trzy razy dziennie tabletki przeciwbólowe. Modliliśmy się jednak nieprzerwanie modlitwą różańcową w formie Nowenny Pompejańskiej. Były takie momenty, że mąż z bólu nie potrafił wstać, wtedy modlił się na leżąco w łóżku.
Z medycznego punktu widzenia obraz kliniczny po podaniu chemii poza żyłę po około dwu i pół miesiącach kończy się wypadnięciem części martwiczej tkanki. Zwykle towarzyszy temu silny ból. Byliśmy w trakcie drugiej edycji Nowenny Pompejańskiej. Pamiętam był 24 marzec 2011(dwa miesiące i 24 dni po wypadku podania chemii poza żyłę).
Mąż zadzwonił do mnie do pracy ,że nie radzi sobie z bólem, chociaż zażył już podwójną dawkę środków przeciwbólowych. Nalegał abym przyjechała szybciej z pracy. Natychmiast próbowałam stosować różne okłady, ból był tak silny, że nic nie pomagało. Wydawało się, że mąż nie przetrzyma bólu, mówił: mam wrażenie, że ktoś kleszczami miażdży moją rękę, wyrywa mięśnie na żywo. W tym straszliwym bólu o 15.oo modliliśmy się Koronką do Miłosierdzia Bożego i dalej Nowenną Pompejańską. Gdy skończyliśmy o 16-tej, mąż spokojnie powiedział: ustąpił ból, chce mi się spać (był po nieprzespanej nocy).
Następnego dnia też go nic nie bolało. Poszliśmy rano do kościoła, było to 26 marca 2011 roku – święto Zwiastowania Pannie Maryi - Dzień Świętości Życia.
Dziękowaliśmy Maryi za otrzymaną łaskę zdrowia i podjęliśmy wspólnie Duchową Adopcję Dziecka Poczętego. Od tego czasu minął ból, ręka zaczęła się goić, cofał się stan zapalny- pozostały jedynie blizny...i mała niepełnosprawność.
W czerwcu 2011 roku badania TK i szpiku kostnego wykazały, że nie ma już ognisk nowotworowych. Jesteśmy szczęśliwi i wdzięczni Panu Jezusowi i Maryi za otrzymaną łaskę zdrowia. Dalej trwamy w modlitwie różańcowej
To dla nas jest cud. Chwała Panu!
Maryjo Twoi dozgonni Czciciele
11 marca 2012