kamera on-line

Kronika, reportaże, artykuły z fotografiami » Rok 2009 » Rozpoznali się po różańcu

 

Rozpoznali się po różańcu 

Marek urodził się na wschodnich kresach Polski. Jego rodzice byli bardzo religijni. W domu pielęgnowano polskie tradycje narodowe. Miał młodszą siostrę, imieniem Hania. Wszyscy w rodzinie bardzo się szanowali. Mimo szeroko zakrojonej ateizacji na tych ziemiach, wieczorem w domu, przed spoczynkiem, wspólnie odmawiano różaniec i polskie modlitwy.

Marek i Hania każdego dnia czytali fragment Pisma Św. i polskie książki, które pozostały po zmarłych dziadkach. W domu zawsze mówiono po polsku. Marek lubił się modlić osobiście i był bardzo skupiony na modlitwie. Pielęgnował w sobie życie religijne i często rozmawiał na te tematy z siostrą. Wiedziała, że brat myśli o kapłaństwie.

Po zdaniu matury Marek oświadczył rodzicom, że pragnie wstąpić do Seminarium Duchownego, by zostać kapłanem. To nie było po myśli ojca, który pragnął widzieć go na studiach prawniczych.

Tymczasem wybuchła II. wojna światowa i wszystko się pozmieniało. Marek zgłosił się do Armii Andersa. Pożegnanie w domu było bardzo bolesne. Wiadomo - wojna. Armia idąca naprzód forsowała bojowy szlak, aż zatrzymała się pod Monte Cassino. Listy, które Marek wysyłał z frontu, nie docierały do domu. Zagubiły się na trasie. Obustronnie oczekiwano wiadomości, ale ich nie było. Po zakończeniu działań wojennych, rodzice w ramach repatriacji, wyjechali na ziemie zachodnie Polski. Po okresie długiego milczenia Marka, rodzice uznali go za zaginionego. On sam o swoich najbliższych pomyślał podobnie – uznał, że rodzice i Hania nie przeżyli wojny.

Po odzyskaniu pokoju Marek wyjechał z Włoch do Francji, gdyż jęz. francuski był mu bliski jeszcze z czasów Gimnazjum. Woził ze sobą świadectwo maturalne, by bez trudności się dostać na uczelnię. Wstąpił do Seminarium Duchowego. Chciał zrealizować powołanie kapłańskie. Po ukończeniu studiów przyjął święcenia i w krótkim czasie wyjechał do Kanady. Po wielu latach intensywnej pracy duszpasterskiej zyskał u ludzi wielkie uznanie i szacunek. Utrzymywał też kontakt listowny z kolegą z frontu, który zaprosił go do Polski

Ks. Marek skorzystał z zaproszenia i postanowił wnet stanąć na Polskiej ziemi, wśród swoich. Zamieszkał w domu kolegi i jego rodziny. Pomagał miejscowemu księdzu proboszczowi w pracy duszpasterskiej. Czynił to chętnie, a nawet zastępował Ks. Proboszcza, gdy ten wyjechał na kilka dni.

Pewnego dnia na plebanii odezwał się dzwonek. Stojący w drzwiach mężczyzna prosił kapłana o posługę wobec swojego chorego ojca. Ks. Marek niezwłocznie udał się do kościoła i wziąwszy do bursy Najświętszy Sakrament udał się razem z nim. Po udzieleniu choremu Sakramentów, kapłan podziękował za gościnę. W drogę powrotną chciał udać się pieszo. Lubił długie spacery. Był do tego przyzwyczajony...

Tymczasem pogoda się zmieniła. Zaczął padać deszcz i wnet zagrzmiało. Dlatego wszedł do pobliskiego budynku i zatrzymał się na korytarzu. Kończył modlitwę różańcową. Za jego plecami otworzyły się drzwi. Z mieszkania wyszła kobieta. Chciała zejść do piwnicy. Pozdrowiła go i serdecznie zapraszała do mieszkania. Ksiądz początkowo odmawiał, lecz w końcu się zgodził. W mieszkaniu byli domownicy, którzy radośnie przywitali gościa. Siedzieli na krzesłach wokół sędziwej babci, obchodzącej swoje 80-te urodziny. Jak na ten wiek była jeszcze zdrowa i bystrego umysłu. Gość złożył zaraz życzenia i został zaproszony do stołu. Po posiłku zbierał się do wyjścia, by zdążyć na plebanię. Zięć babci zaraz oznajmił, że deszcz jeszcze pada i trzeba przeczekać. Zadzwonił z informacją, że ksiądz się spóźni. Wróci, gdy przestanie padać.

Nawiązała się serdeczna rozmowa. Każdy powiedział nieco o sobie. Ksiądz wzdrygnął się, słysząc dwa bliskie mu imiona - babci i kobiety. Uznał ich zbieżność za przypadek. Myslami jednak powrócił na chwilę do rodzinnego domu, gdzie mama miała na imię Maria, a siostra Hania... Hania odezwała się: “Ksiądz zapewne jest gościem w parafii, bo nie widzieliśmy jeszcze księdza w kościele.” Okazało się, że jest tutaj dopiero kilka dni i przyjechał do znajomego, z którym nie widział się długie lata.

Do babci przyszła właśnie sąsiadka na pogawędkę. Widząc Księdza, pozdrowiła go po chrześcijańsku. Do solenizantki natomiast zwracała się po nazwisku “pani Różyńska”, co wydało się Księdzu bardzo znajome...(c.d.n.)

Po krótkim czasie ks. Marek zaproponował odmówienie dziesiątki różańca w intencji solenizantki. Sąsiadka siedziała na miejscu, a pozostali podeszli do półki, która wisiała na ścianie i stamtąd wzięli swoje różańce. Zaintrygowało to księdza. Spojrzał w kierunku półki i zauważył, że były tam małe przegródki, a w nich różańce. W dwóch przegródkach były malutkie flakoniki z kwiatkami.

Ksiądz rozpoczął modlitwę tajemnicą Zwiastowania. Odmawiano ją na klęcząco. Uwagę księdza zwrócił różaniec Hani. Krzyżyk i ziarenka były podobne do różańca księdza. Nawet było coś wyryte na odwrocie. Modlący się prosili o odmówienie całej części radosnej. Potem ksiądz podziękował za tak wspaniałą rodzinną modlitwę. “My wieczorem, codziennie, wspólnie, odmawiamy jedną część różańca”, odezwała się babcia. Hania poprosiła księdza o pokazanie swego różańca. Bardzo wnikliwie go oglądała, potem ucałowała i dała go matce. “Ciekawe...” rzekła Hania. Matka też z pietyzmem trzymała go w swoich dłoniach, całowała, i tuliła do piersi. Bardzo się skupiła: to patrzyła na księdza, to na różaniec, to zatapiała się gdzieś w przestrzeń lat minionych, wreszcie odezwała się do księdza: “Jak ten różaniec dostał się w ręce księdza?” To jest różaniec mego syna, Marka, który dostał od nas, rodziców, na uroczystość I Komunii. Hania, moja córka, ma taki sam...” Zapanowała cisza. Księdzu ugięły się nogi.

Usiadł z powrotem na krześle i mocno wpatrywał się oblicze babci. Hania natomiast przyglądała się dokładnie księdzu. Zdobyła się na odwagę i rzekła do niego: “Pamiętam, że mój brat, Marek, miał na lewym podbródku bliznę po wypadku. Przepraszam bardzo, ale muszę to sprawdzić. Odgarnęła bujną brodę i dokładnie dotknęła miejsca gdzie powinna być blizna. Hania wyrzekła słowa: “Mamo, ten ksiądz – to nasz Marek!” Zemdlała i upadła na tapczan.

Mąż szybko pospieszył jej z pomocą. Wszyscy oniemieli. Byli zapatrzeni w księdza. Ksiądz wyjął swój dokument tożsamości i podał go Hance. Odczytała głośno: “Marek Różyński, syn Tadeusza Różyńskiego i Marii, z domu Chodoła.” Ks. Marek wstał z krzesła i odezwał się tymi słowami: “Tak, mamo, to ja – twój syn, Marek”, a potem do Hani: “Tak Haniu, jestem twoim bratem...” A więc rozpoznali się po różańcu. Rzucili się w objęcia Marka i trwali tak dłuzszy czas w objęciach i radości.

Lały się łzy szczęścia z przypadkowego odnalezienia syna i brata. Gdy rodzina się uspokoiła, ks. Marek ukląkł przed matką i powiedział: “Kochana mamo, w dniu moich święceń kapłański nie było ciebie, ani taty. Nie otrzymałem od was rodzicielskiego błogosławieństwa, uczyń to teraz, a tata z niebios.” Mama w płaczu, drżącą ręką, kreśliła krzyż nad głową syna i mówiła: “Bóg prowadził cię swoją drogą, a ja również o tobie nigdy nie zapomniałam. Niech cię dalej ma w swej opiece, w Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.”. Wszyscy wokoło klęczeli jak spraliżowani. Byli w szoku. Ta rzeczywistość nie dochodziła do ich świadomości. To był jakby sen.

Znowu wpadali w objęcia i ściskali się radośnie. Teraz mama zwróciła się do syna o jego błogosławieństwo kapłańskie. Kapłan każdemu osobiście udzielał błogosławieństwa: najpierw mamie, potem siostrze, szwagrowi i siostrzeńcom: “Niech was wszystkich błogosławi Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.” Odpowiedzieli zgodnie: “Amen!”

Ks. Lech Tomaszyk MSF - Górka Klasztorna